Archiwum 18 czerwca 2003


cze 18 2003 Praca, prysznic, telefon, fotel
Komentarze: 2

(Do InnaM): Chyba miałaś rację.

Dzisiaj nie wytrzymałem w pracy. Ona pokazywała swój "Sztuczny Uśmiech Modelki nr 16" (zwany także: "Zobacz Jak Ładnie Suszę Ząbki"), więc ja spokojnie podszedłem do Jej biurka, oparłem się o blat, wypinając się pośladkami prosto w drzwi gabinetu szefa.
- O co chodzi? - spytałem, dosyć grzecznie.
- Kochanie, nie denerwuj się, może pójdziemy do ubikacji, kabina jest w sam raz na dwó...
- EKHEM (chrząknięcie zza pleców)
- (strategiczny obrót na pięcie) o dzieńdobry Panu (przede mną nagle wyrósł szef)
- Może byś tak wrócił do pracy, zamiast flirtować z Beatą?
-Yyyy... dobrze, przepraszam (potulnie odchodzę do swojego biurka)

Potem przez cały dzień wdzięczyła się do mnie, wysyłała buziaczki itd. Udawałem, że nic nie widzę, cały czas patrzyłem się w papiery. Koneic pracy, ja dalej wpatrzony w papierzyska, podchodzi do mnie Beata, zabiera mi kartkę sprzed oczu, siada na moim biurku, zakłada nogę na nogę i słodkim głosikiem: "Odwieziesz mnie do domku?" i zaczyna mnie obmacywać! Ja się odsuwam na moim Jeszcze-Bardziej-Nowoczesnym-Niż-Fotel (bo może się poruszać na kółeczkach) krześle i przejętym głosem: "Ja mam jeszcze dużo papierów, musze uzupełnić..." (i tutaj zaczynam bardzo szybko wymieniać jakieś nieistniejące sprawozdania, itd. itp.). "Ale do ubikacji możemy pójść, prawda, kochanie?" - powiedziała jak gdyby nigdy nic. "Nie, wiesz, naprawdę, mam dużo pracy" -dyplomatyczna odpowiedź. "no to pa, słodkich snów" i posłała mi buziaka. Jak doszła do windy to odwróciła się i puściła oczko. Przeczekałem jakieś pół godziny i wróciłem do domu. Jak najszybciej. Bardzo długi prysznic. Bardzo długi. Musiałem zmyć wszystkie myśli, wszystkie wspomnienia. Myśli o Beacie przez chwilę mnie już nie nachodziły. Wychodzę spod prysznica, miga mi taka fajna czerwona diodka od automatycznej sekretarki. Odsłuchuję wiadomość: "Prosił Pan, żebym zadzwoniła w sprawie tej książki. Dzwonię z numeru:..." - głos Magdy. Oddzwianiam.
- Dobrywieczór
- Dobrywieczór
- Dzwonię do Pani w sprawie tej książki...
- Ależ naprawdę nie ma sprawy, to nic...
- Nie, nie, odkupię Pani, tylko niech Pani poda tytuł.
- Ale naprawdę nie...
- Proszę Pani, to moja wina, wiec odkupię.
- No dobrze, ale to bardzo rzadki tytuł, naprawdę, nie trzeba...
- Niech Pani poda tytuł.
(pomińmy rozmowę dalszą, ważne, że po jakiś 5 minutach odniosłem sukces i podała mi tytuł)
- Dowidzenia, miłej nocy.
- Dowidzenia, wzajemnie.

No a teraz fotelik, herbatka i myśl o tym, że mam kolejny pretekst, żeby spotkać Magdę i jutro kolejny dzień spędzony naprzeciw Beaty w pracy...

strange : :
cze 18 2003 Magda (znowu), Beata (znowu), bez fotela,...
Komentarze: 3

(I znowu odbiegając od treści notki): Teraz Magda jest pierwsza... znowu przypadek?

Idę wczoraj sobie pobiegać, patrzę Magda ślicznie ubrana idzie gdzieś z tym samym chłopakiem, z którym się wtedy żegnała. Wróciłem się do domu po discman-a i biegam dalej (pierwszy raz z muzyką, przynajmniej coś zakłóci moje myśli). Powrót, zimny prysznic, wieczór przy teleogłupiaczu i... SMS. Treści oto takiej: "Hejka! Odwiózłbyś mnie jutro do pracy, bo mój samochód wylądował u mechanika dzisiaj, a mam tak daleko do pracy. Proszę... Beata". No to kulturalnie odpisałem, że "nie ma sprawy" i życzyłem "miłych snów". Zasnąłem praktycznie w tym samym momencie jak skończyłem pisać. Rano ten wredy, głupi, co chwilę lądujący na ścianie budzik zadzwonił i musiałem wstawać. Patrzę: SMS, od Beaty: "Dziękuję Ci bardzo. Kolorowych snów, kochanie". Patrzyłem się na ten wyświetlacz z dobre kilkanaście minut. "Kochanie"? Co Ona sobie wyobraża?

Oczywiście już spóźniony do pracy biegnę na parking po mój motor. Wpadam na Magdę i miałem takie szczęście/pecha (niewłaściwie skreślić), że niosła jakąś książkę. Taką w miarę cieniutką. I - nie wiem jakim cudem - książka ta wpasowała się dokładnie w kratkę odpływową. "Najmocniej przepraszam Cieb..." (ugryzłem się w język) "Panią, odkupię tą książkę, tu jest moja wizytówka, zadzwoni Pani po 17" wyciągnąłem wizytówkę z portfela, podałem, a Ona jedyne co powiedziała to (skacowanym głosem): "Nic się nie stało". No to biegnę dalej (tak bardzo chciałem się wtedy zatrzymać i z Nią pogadać, no ale praca, praca...). Pędzę motorem do Beaty, potem do pracy.

Przyjeżdżam do Beaty. Tradycyjne "cześć", "cześć", podaję Jej kask. Ona do mnie: "Jak się spało?". "Dobrze" - odpowiedziałem tonem odczepno-porannym (rano przeważnie ludziom nie chce się gadać). Wsiadamy na motor i o ile na początku normalnie mnie objęła w pasie, to potem jej ręce zaczęły wędrować niżej, a Jej ciało coraz bliżej mnie. Złamałem chyba wszystkie ograniczenia prędkości, żeby jak najszybciej być w pracy i żeby się odkleiła... chyba tego chciałem. W każdym bądź razie, do niczego nie doszło na szczęście/niestety (odpowiednie podkreślić). A teraz siedzę naprzeciw Niej i się do mnie uśmiecha... a ja dalej nie wiem co począć...

strange : :